Przekazanie firmy z punktu widzenia sukcesora to tak szeroki temat, że nie da się go opisać w jednym miejscu. Każdy, kto stoi przed sukcesją wie, że to nie jest prosta sprawa, a następca zazwyczaj daje z siebie więcej, niż inni.
Sukcesja to ostatni z elementów przekazania firmy. W moim przypadku była zwieńczeniem wieloletnich przygotowań. I mam tu na myśli nie tylko plan przekazania biznesu i formalności, które były z tym związane, ale cały ten czas, w którym wiedzieliśmy, że mogę kiedyś zarządzać Kancelarią, chociaż żaden z nas nie powiedział tego na głos.
Przygotowanie do sukcesji
Żaden następca, czy to córka bądź syn, czy pracownik, czy zewnętrzny menedżer nie jest w stanie przejąć firmy z dnia na dzień. Potrzebne jest nie tylko przygotowanie zawodowe, ale przede wszystkim chęć żeby rzeczywiście poznać firmę i codziennie rano chcieć rozpoczynać tam pracę. Często widzę, że nestorzy jak gdyby naturalnie wychodzą z założenia, że włączą potencjalnego sukcesora w szeregi firmy, zanim jeszcze u niego samego zakiełkuje myśl o sukcesji. Tą partię rozgrywa przekazujący firmę, który ustala swoją strategię zawodową na kolejne lata. Kiedyś wydawało mi się, że to jest najgorsze rozwiązanie z możliwych. Teraz zmieniłem trochę punkt widzenia i zauważam (powoli), że dzięki temu można zbudować plan działania na lata. A co jest celem? Zachowanie firmy, zapewnienie, żeby się rozwijała, a wszyscy zainteresowani byli zadowoleni z obrotu spraw i grali do jednej bramki.
Jak ze wszystkim, i tu nie można jednak przesadzić. Następca musi mieć swobodę w wyborze kierunku, w którym chce pójść. Nestorzy zdają się zapominać, że ich dzieci też przez lata niejako uczestniczyły w życiu i problemach firmy i obserwowały, ile wysiłku kosztuje ich rodziców prowadzenie biznesu. Czasami firma kojarzy się z tym czymś, przez co rodziców często nie ma w domu, są zabiegani i zmęczeni. Trudno oczekiwać, aby geny lub tradycja automatycznie spowodowały, że członkowie rodziny będą zawsze ochoczo realizowali wizję przyszłości nestora.
Jeżeli jednak zdarzy się tak, że losy potencjalnego sukcesora i rodzinnego biznesu skrzyżują się w odpowiedniej chwili, to stanowi to świetny grunt pod przekazanie firmy. Nawet jeśli następca obrał zupełnie inny kierunek kariery zawodowej, to nie przekreśla to wcale sukcesji w przyszłości. Znam wiele przypadków udanych sukcesji, gdzie wiedza sukcesora z różnych dziedzin i doświadczenie zawodowe z innej branży przyczyniły się do rozwoju biznesu. Świeże spojrzenie może ukierunkować firmę na nowe pola rozwoju i szanse, których nestorzy nie dostrzegali. Warto też pamiętać, że przygotowanie do sukcesji dotyczy też samej firmy i jej pracowników, którzy nie zawsze muszą być pozytywnie nastawieni do zmian. Podobno „lepsze jest wrogiem dobrego”, ale jako osoba, która przejęła firmę wiem, że sukcesor musi się starać bardziej, niż inni, żeby być postrzeganym jako naprawdę wartościowy pracownik. Pierwszym zadaniem sukcesora jest nie zepsuć tego, co zbudował ktoś inny. Kolejnym zadaniem jest postawienie kroku do przodu. A potem kolejnych i kolejnych…
Zaplanowanie sukcesji jest sporym wyzwaniem, a co dopiero jej przeprowadzenie i to takie, żeby nie naruszyć dobrych relacji w rodzinie. Wymaga to pójścia nie raz na kompromis. Odrębną sprawą jest to, że do sukcesji trzeba dojrzeć. Tylko kto ma dojrzeć? Z punktu widzenia sukcesora zazwyczaj dojrzeć do przekazania firmy i prawdziwego oddania sterów musi nestor, a niektórym zajmuje to naprawdę dużo czasu. Nestorzy na pewno uważają, że ich następcy nie są jeszcze gotowi, nie znają biznesu, życia i na pewno będą podejmować nieprzemyślane decyzje. Każda ze stron czuje, że są wobec niej stawiane pewne oczekiwania. Jako syn przejmujący od ojca dobrze prosperującą i rozwijającą się Kancelarię mogę coś o tym powiedzieć. Trzeba trzymać się planu i powtarzać sobie: „po pierwsze – nie zepsuć, po drugie – krok do przodu”. I tym samym presja staje się jeszcze większa.
Sukcesja w kontekście rodziny
Czasami jednak oczekiwanie na sukcesję trwa zbyt długo, a zniecierpliwienie jednej ze stron prowadzi do rozczarowań i nieporozumień, a to wpływa na relacje rodzinne. Dlatego tak ważna jest szczera rozmowa i informowanie siebie wzajemnie o pomysłach, przemyśleniach, obawach, ale i rozsądnych oczekiwaniach. Dojrzałość do sukcesji przejawia się nie tylko w merytorycznej rozmowie o przyszłości firmy, ale też o rolach, które będą pełnić nestor i sukcesor. Nie musi być tak, że z dnia na dzień nestor opuszcza firmę. Nawet jeśli następcy wydaje się, że obecność nestora będzie przeszkodą, to nie musi tak być w rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, okazuje się, że są sytuacje, gdy jego głos jest nieoceniony i mówię to z własnego doświadczenia.
Nie można przecenić osoby, która ten biznes prowadziła z sukcesem kilkanaście, a czasami nawet kilkadziesiąt lat, i której można bez obaw zaufać. Myślę, że w wielu firmach warto jednak ten głos „wycenić” i chociaż jest to przenośnia, to coraz częściej mówi się o tym, że przekazanie firmy może i powinno się łączyć z częściową spłatą nestora czy z zapewnieniem mu udziału w zyskach. Jest wiele prawnych rozwiązań i po prostu trzeba wybrać to, które będzie nam odpowiadało.
Tym, którzy stoją jeszcze przed decyzją o sukcesji, tym, którzy czekają na nią z niecierpliwością (żeby nie powiedzieć zniecierpliwieniem) i tym, którzy wiedzą, że zaraz ona nastąpi mogę powiedzieć jedno. Tylko jasne i czytelne komunikaty kierowane przez obie strony mogą doprowadzić do tego, że sukcesja będzie pozytywnym doświadczeniem. Każdy następca ma świadomość tego, że spoglądać na niego będzie nie tylko czujne oko nestora, ale też wszystkich pracowników i klientów firmy. To duża odpowiedzialność. Tylko nie powtarzajmy sobie w nieskończoność: „po pierwsze nie zepsuć, po drugie – krok do przodu”. Lepiej, gdy ustalimy plan sukcesji i będziemy go po prostu realizować.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }